LUDZIE

Koń jaki jest, nie każdy widzi. Stajnia "Fanaberia" w Krośnie

Z końmi może pracować każdy. Wystarczą chęci i odrobina determinacji. I najważniejsze - wychodzenie ze stereotypów, które niszczą relację człowieka z jego czworonożnymi przyjaciółmi.
Małgorzata Habrat
Krośnianka ze swoimi podopiecznymi znają się jak łyse konie
EDYTA GONET

fot. Edyta Gonet

Aneta Pawłowska-Korus, właścicielka stajni "Fanaberia" przy ul. Drzymały 15 (Białobrzegi), kocha konie praktycznie od zawsze. Nie umie powiedzieć, skąd to się wzięło. Zaczęło się od ogólnej fascynacji zwierzętami - psami, kotami. Później przyszła kolej na jazdę konną. Miała wtedy może z 10 lat.

Podczas studiów fizjoterapeutycznych Aneta zrozumiała, jak dużo do zaoferowania człowiekowi mają konie. Zarówno, jeśli chodzi o rehabilitację, jak i zdrowy tryb życia w ogóle. Zaczęła więc pracować z końmi. Prowadziła rehabilitację przy klasztorze braci kapucynów w Krośnie.

- Tak naprawdę decyzja o tym, że będę miała konie, była we mnie od zawsze. Jedynym problemem był brak miejsca - wspomina pasjonatka. - Kiedy udało mi się kupić ziemię na obrzeżach Krosna przy ul. Drzymały 15, realizacja moich marzeń była tylko kwestią czasu.

Pierwszy pojawił się Pinoczet. Potem 2 kolejne konie - Myślałam, że będę miała 6, maksymalnie 8 koni. Na razie mam 11 i nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa - mówi ze śmiechem Aneta.

Jej niewielkie stado składa się z hucułów i koni islandzkich. Rozległy teren "Fanaberii" jest dla nich idealny, bo obie rasy potrzebują dużo przestrzeni i wolności. Islandy, choć ich naturalnym środowiskiem są oczywiście dzikie tereny Islandii, właścicielka stajni sprowadziła z Niemiec. - Kiedy zobaczyłam je po raz pierwszy, nie mogłam się nadziwić , jak duzi ludzie mogą robić tak fantastyczne rzeczy na stosunkowo małych zwierzętach - mówi.

Konie islandzkie są przede wszystkim bardzo przyjazne. Łatwo utrzymać na nich równowagę. Dzięki temu, że oprócz podstawowych chodów poruszają się tzw. toltem i inochodem (unoszą jednocześnie obie kończyny z jednej strony ciała).  Dlatego poleca się je osobom ze zwyrodnieniami i innymi schorzeniami kręgosłupa. - A kto współcześnie ich nie ma? - wzdycha kobieta.

Konie Anety świetnie nadają się też do hipoterapii (metoda rehabilitacji ruchowej na bazie neurofizjologii, prowadzona przy udziale konia).  Rehabilitantami mogą być wszystkie wierzchowce, które chodzą pod siodłem. Właścicielka ma jednak swoich faworytów. Dlaczego? Bo koń w hipoterapii musi umieć wszystko i nic. Musi ufać terapeucie, a terapeuta musi ufać jemu. W końcu to od niego zależy bezpieczeństwo rehabilitowanych.

Oczywiście, wypadki się zdarzają, bo koń zawsze zostanie tylko koniem. Trzeba pamiętać, że jego reakcja na bodziec jest bardzo szybka. Jednak kiedy czuje się bezpiecznie  i dobrze zna swoją pracę, reaguje w sposób zrównoważony. Każdy rodzaj pracy z tymi wyjątkowymi zwierzętami powinien opierać się przede wszystkim na relacji.

Mówi się, że Konie są nieprzewidywalne i w każdej chwili mogą kopnąć

Często początkującym jeźdźcom mówi się, żeby uważali, bo konie są nieprzewidywalne i w każdej chwili mogą ich kopnąć - lepiej nie podchodzić za blisko. Tymczasem okazuje się, że uważać owszem trzeba, ale najpierw powinno się poznać psychikę i mowę ciała koni. Wtedy można się przekonać, jak bardzo są przewidywalne.

- Pracując z końmi, trzeba przede wszystkim pozbyć się stereotypów. Konie mają ściśle określony system emocjonalny. A ludzie często uczłowieczają zwierzęta. Mówią na przykład, że "konik się cieszy" albo "konik jest głupi" - tłumaczy właścicielka stajni. Konie swoje emocje wyrażają za pomocą ciała. Najbardziej oczywiste sygnały to machanie ogonem czy kulenie po sobie uszu. Ale liczy się nawet to, ile razy w ciągu minuty mrugają. Im więcej, tym bardziej są zestresowane.

Aneta przekonuje, że koń wysyła mnóstwo sygnałów. A ludzie często słyszą dopiero jego krzyk. - Cała sztuka pracy z koniem polega na utrzymywaniu go na niskim poziomie stresu - kończy swój wywód nasza rozmówczyni.

Koń wysyła mnóstwo sygnałów. A ludzie często słyszą dopiero jego krzyk

- Tamten siwy koń mnie tego wszystkiego nauczył - mówi, wskazując na jednego z pasących się islandów. - Kiedy do mnie trafił, był jak szalony kucyk. Sprzedawano go razem z innymi końmi pod pretekstem, że jest biały i szybko się brudzi. Od razu wiedziałam, o co chodzi. Albo pojedzie ze mną, albo to koniec dla niego - tłumaczy fascynatka koni z Krosna.

To było 8 lat temu. Teraz Aneta sama prowadzi różne szkolenia dla terapeutów i hipoterapeutów. Poza tym prowadzi lekcje jazdy konnej, a na wakacjach organizuje Akademię Młodego Jeźdźca. Podczas tych kilku dni dzieci mają okazję miło spędzić czas w towarzystwie koni i swoich rówieśników.

- Nigdy nie jest za późno, żeby nauczyć się jeździć konno - przekonuje właścicielka "Fanaberii". - Zdarzało mi się uczyć osoby, które zaczynały jeździć w wieku 50+. Miały niesamowity upór i determinację.