Piotr Parzygnat już od jakichś pięciu lat myślał o objechaniu Polski wzdłuż jej granic. Przeczytał relacje kilku rowerzystów, którzy tego dokonali, i pomyślał, że też by tak chciał. Na początku mieszkaniec Iwonicza-Zdroju myślał jednak o tym dość nieśmiało, a właściwie bez większej wiary w realizację tego pomysłu. Pewność siebie dojrzewała powoli, rok po roku, aż pod koniec ubiegłego stwierdził, że 2017 to będzie ten rok.
Zanim 19 czerwca wyruszył z rodzinnej miejscowości na wschód, w liczącą prawie 4 tys. km trasę, znalazł kompana do jazdy na rowerze – iwoniczanina Roberta Krausa. Razem pracowali w hucie szkła, do której dojeżdżali na rowerach. Z czasem zaczęli jeździć wspólnie w dłuższe trasy – 20-, 30-, czy 50-kilometrowe. Wreszcie zdecydowali, że razem objadą Polskę dookoła.
W miesięczną podróż zabrali namiot, śpiwory, sprzęt do gotowania i jak najwięcej ubrań. Załadowali to wszystko do czterech sakw, które zamocowali do crossowych rowerów. - Crossy mają grubsze opony niż kolarki, ale cieńsze niż rowery górskie, pozwalają jeździć dość szybko po szosach, ale dobrze sprawdzają się także na trasach trudniejszych – tłumaczy Piotr.
Najbardziej obawiali się gwałtownych burz i nawałnic, które mogłyby na przykład porwać ich namiot. Na deszcz byli przygotowani – tak mentalnie jak i sprzętowo. W pogotowiu czekało nieprzemakalne ponczo, którym w razie opadów nakrywali siebie razem z kierownicą roweru. - Czasami przez cały dzień jechaliśmy w deszczu, ponad 100 km. Nie mieliśmy z tym problemu, a załamania pogody na szczęście udało się uniknąć – opowiada rowerzysta.
Nie obeszło się natomiast bez przygód na trasie. Najbardziej utkwił im w pamięci przejazd przez Słowiński Park Narodowy, w którym na ścieżce pojawiło się nagle bagno. - Zbadaliśmy podłoże i zdecydowaliśmy, że przejdziemy przez nie. Rowery ciągnęliśmy za sobą. Oczywiście od razu przemoczyliśmy buty, ale szliśmy dalej. Okazało się, że za pierwszym bagnem są kolejne. Brnęliśmy przez błoto przez dwie godziny. Było naprawdę ciężko – wspominają.
Poproszeni o wskazanie najładniejszej części Polski odpowiadają: góry. Nie tylko Tatry, ale także Pieniny czy Góry Stołowe. - Widoki są niesamowite – mówią. - Kompletnym zaskoczeniem jest z kolei teren na północ od Suwałk. Wydaje się, że jest tam płasko, prawda? A są tam piękne pagórki, które wyglądają uroczo o zachodzie słońca.
Podróż zajęła im 28 dni. Licznik wskazał 3850 przejechanych kilometrów. Dziennie pokonywali więc średnio prawie 140 km. Ogromny wysiłek? - Spory – odpowiada Piotr Parzygnat. - Na pewno łatwiej pokonać taką trasę, gdy jest się zaprawionym w jeździe. Ja bez problemów pokonuję ponad 200 km na jeden raz. Ale jeśli ktoś jeździ mniej, to taka podróż po prostu zajmie mu trochę dłużej. Trasa nie jest ekstremalnie trudna.
Jej przejechanie daje natomiast wielką satysfakcję, przyznają rowerzyści. Ale i pozostawia z uczuciem pustki. - Podróż dookoła Polski była moim wielkim marzeniem. Gdy wróciłem po miesiącu do domu i zdałem sobie sprawę z tego, że je zrealizowałem, to z jednej strony poczułem ogromną radość, a z drugiej pomyślałem: co ja teraz zrobię? - Piotr Parzygnat musiał szybko znaleźć sposób na wypełnienie tej pustki.
Nie miał z tym problemu. W jego głowie są już dwa kolejne pomysły na rowerową podróż. Pierwsza wieść będzie przez Słowację i Węgry, zaś druga to podróż z Iwonicza do Zakopanego, najpierw słowacką, a potem polską stroną. Rowerzysta chce ją odbyć na jeden raz. Liczy, że jazda zajmie mu maksymalnie 35 godzin.