Yuska (czytaj: Juszka) tak naprawdę ma na imię Ania, ale nikt jej już tak nie mówi. Jej fiński pseudonim "Yuska Muikkunen" powstał z miłości do Finlandii. – Gdy byłam jeszcze gimnazjalistką, ubzdurało mi się, że chcę mówić po fińsku. Kupiłam w antykwariacie u pana Oprządka słownik i zaczęłam się uczyć fińskich słówek. Sama, bez nauczyciela. Wszyscy się ze mnie śmiali. Mówili, że szybko mi się odwidzi.
Nie dała za wygraną. Uczyła się fińskich słówek w gimnazjum i przez całe liceum, a tydzień po maturze spakowała plecak i wyjechała do Finlandii. W kraju Świętego Mikołaja i sauny została na 3 lata. Chodziła na zajęcia językowe na uniwersytecie i w końcu zdała egzamin. Fiński znała już doskonale.
Na jednym z festiwali muzyki afrykańskiej w Finlandii poznała członków zespołu Songhoy Blues z Mali w Afryce. – Zaprzyjaźniłam się z nimi. Towarzyszyłam muzykom na trasie koncertowej po Europie. Po jej zakończeniu zaprosili mnie do Mali. Wtedy o Afryce nic jeszcze nie wiedziałam. Dwa lata temu strach było tam jechać – opowiada blondynka z dredami.
Nie wahała się ani przez chwilę. Jak sama o sobie mówi, ma duszę włóczykija. Po Afryce poruszała się autostopem i spała korzystając z Couchsurfing.org – to bezpłatne noclegi w prywatnych mieszkaniach, które wyszukuje się za pomocą aplikacji na telefon. Zwiedziła w ten sposób nie tylko Mali, ale także Senegal i Gambię.
Gambia okazała się jej drugą miłością. To niewielki 2-milionowy kraj na zachodzie Afryki, w którym mieszkańcy są pokojowo nastawieni i mówią biegle w języku angielskim – to pozostałość po kolonii brytyjskiej. Tam też poznała nowego przyjaciela - Malika, z którym przez cały miesiąc podróżowała autostopem po kraju.
Jakiś czas później wróciła do Europy, by z kolei autostopem zwiedzić cały Stary Kontynent. Chciała też nauczyć się języka arabskiego, ale Liban nie przypadł jej do gustu. – Bliski Wschód nie był dla mnie. Po miesiącu wróciłam do Gambii. To było 1 kwietnia. Rodzina myślała, ze to taki dowcip primaaprilisowy. Uwierzyli, gdy wysłałam im lokalizację z GPS – opowiada Yuska.
Wraz ze swoim przyjacielem Malikiem rozpoczęła kolejną 8-miesięczną przygodę. - Zwiedzaliśmy, grillowaliśmy ryby i wspólnie z innymi ludźmi imprezowaliśmy na plaży. Nie mieli do niej daleko – ich dom znajdował się kilkaset metrów od Oceanu Atlantyckiego.
Pewnego dnia idąc na plażę usłyszeli miauczenie. – Wśród gałęzi, liści i różnych odpadów zauważyliśmy dwa kilkudniowe rude kotki. Obserwowaliśmy to miejsce. Po godzinie było dla nas jasne - ktoś je wyrzucił. Zawinęłam maleństwa w koszulę i wzięliśmy je do domu – opowiada młoda krośnianka.
Kotki dostały polskie imiona: Mietek i Zbyszek. Okazało się jednak, że Zbyszek to dziewczynka, więc kotka została "przechrzczona" na Zbynia. – To dla Gambijczyków śmiesznie brzmiące imiona, ale później wszyscy tak do nich wołali: Mietek! Mietek!
Gdy je odnaleźli, koty były na wpół żywe. Głodne, chore i opuszczone otrzymały wzorcową pomoc od ludzi. – Znajomy weterynarz nie dawał im wielkich szans na przeżycie. Ale karmiliśmy je i wyleczyliśmy. Wydobrzały i zaczęły rosnąć. Już po kilku tygodniach biegały i cieszyły się życiem – mówi Yuska. Poczuła, jakby była ich matką.
Wtedy pojawił się trzeci kotek. Ich znajomy też znalazł porzucone czarne maleństwo i poprosił Yuskę o pomoc. – Kotek był w stanie agonalnym, miał niesprawną łapkę i larwy w ciele. Też udało się go wyleczyć. Nazwaliśmy go Tadzio. Szybko został zaakceptowany przez Mietka i Zbynię. Razem się bawili i uczyli życia.
Jesienią ubiegłego roku Yuska wróciła do Krosna. Miała być tylko na chwilę, ale została kilka miesięcy. Na co dzień dorabia jako pomoc kuchenna w jednej z restauracji. Oszczędności śle do Gambii, bo pokarm dla kotów i opieka weterynaryjna są tam wielokrotnie droższe niż w Polsce. Niestety, ze względu na wysokie koszty utrzymania zwierzętom groziło uśpienie.
- Nie mogłam do tego dopuścić. Prościej jest je przywieźć tutaj, będą tańsze w utrzymaniu. Tęsknię za nimi, bo czuję, jakby to były moje dzieci – podkreśla ciągle Yuska. Postanowiła, że poleci do Afryki i je przywiezie.
Cała operacja nie jest taka prosta.
Najpierw koty musiały zostać przebadane, trzeba też było uzyskać wszelkie dokumenty zdrowotne. Zostały też zaczipowane. Na przelot zwierząt musiały zgodzić się linie lotnicze. Lot do Gambii i z powrotem odbywa się czarterowym samolotem jednego z biur podróży. Na pokładzie nie ma odpowiedniego luku dla zwierząt, ale ostatecznie udało się uzyskać akceptację, by koty leciały w dwóch klatkach pod fotelami. Trzeba też zapewnić bezpieczny transport kotów z lotniska w Warszawie do Krosna.
Yuska pracowała nad tym kilka tygodni. Z powodu stresu mało sypiała. Wykonała wiele telefonów, wysłała dziesiątki e-maili, prowadziła szereg negocjacji, wydała ogrom pieniędzy. Pomagali jej dobrzy ludzie. Leci z nią siostra Asia, która zapewnia także transport. Polskie Biuro Podróży w Krośnie pośredniczyło w rozmowach z liniami lotniczymi. Inspektorzy OTOZ Animals z krośnieńskiej kociarni pożyczyli jej odpowiednie klatki na zwierzęta.
Siostry wylatują do Gambii 16 marca, a powrót planują tydzień później, 24 marca. Będziemy śledzić całą operację.
- Wiem, co się będzie działo – mówi Yuska Muikkunen. - Już teraz ludzie mi to mówią: "Po co ty tam lecisz, po co przywozisz tu zwykłe koty z Afryki? Przecież jest tyle kotów na miejscu, które czekają na adopcję." Ja chcę Polakom pokazać co znaczy empatia i miłość do zwierząt. Reakcje ludzi mnie nie interesują. Chcę być szczęśliwa z moim Mietkiem, Tadziem i Zbynią.
Yuska wierzy, że cała akcja zakończy się powodzeniem. W przyszłości czeka ją jeszcze inne, równie trudne zadanie. Chce na stałe do Polski "ściągnąć" Malika, jej przyjaciela Gambijczyka.