Nazywa się Bergebyløpet, rozgrywany jest od 15 lat, a jego areną są leżące poza kołem podbiegunowyn tereny norweskiego Finnmarku. Żaden inny wyścig psich zaprzęgów na świecie nie odbywa się na tak dalekiej północy. Na początku lutego warunki są tam ekstremalne – spadające do kilkudziesięciu stopni poniżej zera temperatury, lodowaty wiatr i sztormy.
Na starcie wyścigu melduje się 25 śmiałków, którzy w zaprzęgach ciągniętych przez 8 psów wyruszają na trasę o długości 350 km. 18 kolejnych, z pomocą 14 zwierząt, chce przejechać dystans niemal dwa razy dłuższy (650 km). Listę uczestników zdominowali Norwegowie z miejscowych klubów i Finowie. Poza nimi trzech Szwedów oraz pojedynczy obywatele innych państw – Rosjanin, Austriak, Niemiec i Polak. Nasz kraj reprezentuje 30-letni mieszkaniec Bratkówki, maszer Jakub Słowik, który wyruszy na 350-kilometrową trasę.
Kuba trenuje jazdę psimi zaprzęgami od kilkunastu lat. Zdobywał już m.in. puchar i mistrzostwo Polski oraz wicemistrzostwo Europy. Obecnie większość życia spędza w Norwegii, gdzie albo przygotowuje psy dla innych zawodników, albo wozi turystów zaprzęgami.
Nie ma oczekiwań co do wyniku i miejsca. - Zawody odbywają się w formule non-stop, co oznacza, że jedziemy zarówno w dzień, jak i w nocy. Od zawodników zależy, kiedy wyruszają na trasę, a kiedy odpoczywają. Po raz pierwszy brałem udział w tego typu wyścigu, dlatego jechałem dla nabrania doświadczenia, ze świadomością, że na metę mogę dojechać jako ostatni. Zależało mi jednak, żeby do niej w ogóle dotrzeć – wyznaczył sobie cel.
Start z farmy w nadmorskiej miejscowości Vadsø wygląda nerwowo. Kuba prowadzi psy, z którymi pracuje przy wożeniu turystów, niezaprawione w wyścigach. Młode zwierzęta mają jednak za sobą ponad 2,5 tys. km treningu i dość szybko nabierają pewności. Pomaga strategia – tyle samo jazdy, co odpoczynku – dzięki której zaprzęg wytrwale pokonuje kolejne odcinki trasy i melduje się w rozmieszczonych co kilkadziesiąt kilometrów punktach kontrolnych.
Nie wszyscy dają sobie radę. Co jakiś czas ktoś odpada: jedni narzucili sobie na początku zbyt duże tempo, czym wyczerpali psy oraz samych siebie, inni rezygnują z powodu grząskiego śniegu, w którym czworonogi nadwyrężają łapy, a kolejnych z rywalizacji wyklucza burza śnieżna.
- W tak trudnym wyścigu kluczem do sukcesu jest odpowiedni rozkład sił oraz myślenie nie krok, ale trzy do przodu – gdzie odpoczywasz, kiedy i czym karmisz psy, lepiej jechać w dzień czy w nocy? Jeśli na przykład ruszysz z impetem, zawody skończą się dla ciebie po góra 150 km – Kuba wymienia zaledwie jedną z wielu pułapek, w które uczestnicy Bergebyløpet mogą łatwo wpaść.
Odpaść można również z powodu błędu w załadunku bagażu, wiezionym przez cały czas na saniach. Sędziowie sprawdzają go wyrywkowo, a gdy stwierdzą brak niezbędnego sprzętu, chociażby zapałek, dyskwalifikują maszera. W skład obligatoryjnego ekwipunku wchodzi również ubranie i obuwie na zmianę, zapas jedzenia, przenośna kuchenka, siekiera, apteczka, śpiwór, torba wiatroszczelna lub namiot, kompas, mapa, GPS oraz karma i wyposażenie dla psów – ubrania, buty i osobna apteczka.
Pod koniec wyścigu przychodzi kryzys. Zaprzęg Kuby wjeżdża w teren o dużych przewyższeniach, a na dodatek jazdę utrudnia sztorm. Postój w przedostatnim punkcie kontrolnym w miejscowości Masjok rozpoczyna się rutynowo. Kuba najpierw dba o psy: odpina je po kolei, ściąga im buty, a następnie zakłada kurtki i rozściela słomę. Następnie idzie po wodę, zapala kuchenkę i zaczyna grzać jedzenie dla zwierząt. W międzyczasie sprawdza, w jakim są stanie – czy nie uszkodziły nadgarstków, ramion lub poduszek na łapach. Gdy psy zostały już zaopatrzone i nakarmione, pora, aby sam coś zjadł i przespał się przynajmniej 2-3 godziny. Tym razem kładzie się w wojskowym namiocie, ale gwałtowny podmuch wiatru prawie wypycha go na zewnątrz. Maszer postanawia natychmiast ruszyć dalej, zanim sztorm nasili się jeszcze bardziej.
Po kilkunastu godzinach jazdy jako 14. przekracza linię mety. Przejechanie trasy zajęło mu 55 godziny – 30 godzin jazdy i 25 godziny odpoczynku (zwycięzca pokonał dystans w 42 godziny). Kuba jest pierwszym Polakiem w historii, który ukończył Bergebyløpet.
- Wyścig ukończyło 16 maszerów, dlatego cieszę się przede wszystkim z tego, że dojechałem do mety. Ale jeszcze bardziej cenię sobie doświadczenie, które zdobyłem. Mam pod opieką 11 młodych psów, które za rok będą gotowe do kolejnych wyścigów – 30-latek zapowiada kolejne wyzwania. Jakie? W momencie przekroczenia linii mety Kuba automatycznie zakwalifikował się do Finnmarksløpet – największych zawodów w Europie, których trasa liczy ponad pół tysiąca kilometrów. Jeśli uda mu się ukończyc i te, będzie mógł się ściagać na dystansie 1200 km.