Skoro śniadanie jest ponoć najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia, to w Krośnie nie było dotąd zbyt wielu miejsc, w których można by ten dzień dobrze zacząć. Jolanta Janas słyszała to zewsząd od dawna.
Gotowania nauczyła się sama. Sporo doświadczenia zdobyła także pomagając przez wiele lat w prowadzeniu rodzinnego interesu - Restauracji Buda - ale bycie mamą to najlepsza kulinarna szkoła, mówi. - Na szczęście moje dzieci jedzą wszystko. Tu wyczytałam jakiś przepis, tam usłyszałam fajny pomysł, a że bardzo to lubię, chętnie eksperymentowałam - opowiada, kładąc na stole polecone wcześniej specjały.
Na jednym talerzu znajdują się grzanki z chleba razowego z jajkiem w koszulce, twarożek z rzodkiewką, pasta z suszonych pomidorów oraz pomidorki koktajlowe, a na drugim dwie duże kanapki z ciemnego chleba z pieczoną wołowiną, sałatą i sosami. Na sam widok czujemy się jak w domu.
Właścicielka Werandy, otwartej niecałe dwa tygodnie temu restauracji śniadaniowo-lunchowej przy ul. Piłsudskiego 45, uśmiecha się. - Jak w domu? O to mi chodziło - rozgląda się po przytulnym wnętrzu, w którym znajduje się kilka drewnianych stołów, kredens i ławeczka. - Meble ocaliłam od zniszczenia. Zazwyczaj ktoś chciał je wyrzucić, ja pytałam, czy mogę zabrać, a następnie ratowałam. Krzesła na przykład sama czyściłam i malowałam, a następnie zawoziłam do tapicerowania. Tu nie ma nic powtarzającego się, nawet dwóch takich samych filiżanek, w których serwuję kawę. Włoską, bo jako jej miłośniczka, chciałam mieć najlepszą.
Kuchnia także jest domowa, choć sporo w niej zaskoczeń, m.in. masło na bazie awokado. Całość - smaki i wystrój - tworzy atmosferę, która nastraja bardzo pozytywnie, mimo że krajobraz grudniowej ulicy za oknem kompletnie temu nie sprzyja.
- Dlaczego Weranda? Przez długi czas nie mogłam znaleźć nazwy. Pewnego dnia wzięłam do ręki magazyn "Weranda Country", który prenumeruję, i pomyśłałam, że może właśnie tak? Pomysł spodobał się nie tylko mnie. Poza tym weranda kojarzy się z domem, a ja chciałam mieć taki lokal, który będzie go przypominał, w którym będę się czuła dobrze i w którym będę lubiła spędzać czas - zdradza, krojąc wielkie porcje świeżutkiego piszingera, andruta z konfiturami i nutellą, oczywiście własnej roboty, podobnie jak każde ciasto, które serwowane jest w Werandzie.
Serwowane od samego rana, warto podkreślić. Jolanta Janas otwiera lokal już o godz. 7. Nie ma ustalonej pory, do której podaje śniadania: jajka pod przeróżną postacią - wspomniane w koszulce, sadzone, zapiekane w pomidorach, jajecznica czy omlety z dodatkami - kanapki z pieczoną wołowiną lub indykiem, czy też dania na słodko - naleśniki, bułeczki drożdżowe i granola, a do tego kawa, herbata, a nawet inka lub kakao. - Jestem elastyczna, więc można u mnie zjeść bardzo późne śniadanie - zapewnia.
Właścicielka serdecznie zaprasza także na lunch. Dzisiaj poleca zupę dnia - krem z dyni, którego nie ma na stałe w karcie. W menu znajdziemy natomiast sałatki i makarony, bez wszędobylskiego grillowanego kurczaka. - Nie chciałam być jak wszyscy, dlatego postawiłam na pieczonego indyka - tłumaczy. Oprócz niego, jako dodatków używa m.in. buraków pieczonych, cukinii, ricotty, wędzonego łososia czy krewetek.
Zapowiada przy tym, że często serwować będzie na lunch danie, które przyjdzie jej do głowy rano. Mogą to być np. kopytka ziołowe, naleśniki ruskie (tak, naleśniki), kluski kudłate, zupa serowo-cebulowa lub zapiekanka warzywna (dania dnia można sprawdzać na stronie restauracji na Facebooku).
Weranda otwarta jest w tygodniu do godz. 17, a w soboty od godz. 9 do 13. - W niedziele mam nieczynne, jem śniadanie razem z rodziną - uprzedza właścicielka. - Nie potrzebuję spędzać tutaj całego życia. Poza tym sama chcę wszystkiego dopilnować - mówi. Cieszy nas ta deklaracja, bo to przede wszystkim osoba Jolanty Janas wypełnia Werandę domowym klimatem.
Nie mamy wątpliwości, skoro śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia, to doskonale trafiliśmy.